Zgodnie z tym, co Rashid powiedział Bohdanowi, następnego dnia o świcie przedstawiciele Hydroponny zabrali swoje rzeczy, pożegnali się z gospodarzami domów, gdzie znaleźli kwatery, odebrali swoje wielbłądy ze stajni i wyruszyli w drogę kierując się na południe.
Chyba bóg Rashida był dla niego łaskawy, bo dwa dni podróży i noc pod gwiazdami upłynęły znowu spokojnie (tak twierdzi mój MG). Jedynymi niebezpieczeństwami, jakie spotkali na swojej drodze podróżni był wszechobecny upał, który ludziom dawał się we znaki, a którego wielbłądy zdawały się tak bardzo nie odczuwać, upał, który otępiał zmysły i tworzył miraże pięknych, pełnych zieleni miast, oazy porośnięte palmami z cudownej czystości jeziorami i szemrzącymi wśród zieleni strumieniami...
Rashid, jak na przedstawiciela koczowniczego ludu przystało, potrafił radzić sobie z upałem, nie dał omamić się tej ułudzie i drugiego dnia podróży w promieniach zachodzącego słońca oczom podróżnych ukazało się miasto będące kolejnym etapem ich podróży. Wedle posiadanej mapy była to Hiperboreya.
Na południe
- Borys
- Krul
- Posty: 5516
- Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
- Tytuł: Wielki Chan Borysady
- Has thanked: 46 times
- Been thanked: 43 times
Re: Na południe
Cóż, faktycznie była to Hiperborea. Potężne, majestatyczne miasto, ze strzelistymi, niesamowitymi i zaniedbanymi wieżowcami. Mimo że powoli robiło się ciemno już z daleka było widać, że bram nikt nie pilnuje. Wygląda to tak, jakby nie było tu żywej duszy.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
- Liadan
- Posty: 1018
- Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
- Tytuł: Matka Gąska
Re: Na południe
Miasto sprawiało wrażenie dziwnie wymarłego.
Rashid stwierdził, że noc to nie jest najlepsza pora na badanie, co się tam wydarzyło. W końcu miał tylko dwóch ludzi ze sobą. Postanowił więc zawrócić do miejsca, które niedawno minęli, a które idealnie nadawało się na nocleg.
Poniacze spędzili więc kolejną noc na pustyni, która okazała się równie spokojna, jak poprzednie.
O świcie delegacja ponownie zbliżyła się do niestrzeżonej bramy miasta. Tam Rashid i jeden z jego towarzyszy zsiedli z wielbłądów. Drugi ochroniarz pozostał w siodle. Rashid powiązał zwierzęta w taki sposób, by jeden człowiek bez problemu mógł poprowadzić karawanę. Kazał ochroniarzowi pozostać w tym miejscu do swojego powrotu lub do zachodu słońca. Po tym czasie lub w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa miał on udać się do miejsca, gdzie karawana spędziła ostatnią noc i tam zaczekać kolejne dwa dni na swoich towarzyszy. Gdyby się nie pojawili, miał wrócić do Namili z raportem dla prezesa.
Po wydaniu tych dyspozycji Nomada i towarzyszący mu ochroniarz, obydwaj uzbrojeni w karabiny (do tego po dwa zapasowe magazynki), pistolety i pistolety na strzałki ze środkiem usypiającym oraz wyposażeni w bukłaki z zapasem wody na dwa dni i niewielką ilość suszonej żywności przekroczyli bramę w poszukiwaniu mieszkańców. Szli główną ulicą wiodącą od bramy do centrum Hiperboreyi uważnie wypatrując ludzi lub oznak niebezpieczeństwa.
Rashid stwierdził, że noc to nie jest najlepsza pora na badanie, co się tam wydarzyło. W końcu miał tylko dwóch ludzi ze sobą. Postanowił więc zawrócić do miejsca, które niedawno minęli, a które idealnie nadawało się na nocleg.
Poniacze spędzili więc kolejną noc na pustyni, która okazała się równie spokojna, jak poprzednie.
O świcie delegacja ponownie zbliżyła się do niestrzeżonej bramy miasta. Tam Rashid i jeden z jego towarzyszy zsiedli z wielbłądów. Drugi ochroniarz pozostał w siodle. Rashid powiązał zwierzęta w taki sposób, by jeden człowiek bez problemu mógł poprowadzić karawanę. Kazał ochroniarzowi pozostać w tym miejscu do swojego powrotu lub do zachodu słońca. Po tym czasie lub w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa miał on udać się do miejsca, gdzie karawana spędziła ostatnią noc i tam zaczekać kolejne dwa dni na swoich towarzyszy. Gdyby się nie pojawili, miał wrócić do Namili z raportem dla prezesa.
Po wydaniu tych dyspozycji Nomada i towarzyszący mu ochroniarz, obydwaj uzbrojeni w karabiny (do tego po dwa zapasowe magazynki), pistolety i pistolety na strzałki ze środkiem usypiającym oraz wyposażeni w bukłaki z zapasem wody na dwa dni i niewielką ilość suszonej żywności przekroczyli bramę w poszukiwaniu mieszkańców. Szli główną ulicą wiodącą od bramy do centrum Hiperboreyi uważnie wypatrując ludzi lub oznak niebezpieczeństwa.
- Borys
- Krul
- Posty: 5516
- Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
- Tytuł: Wielki Chan Borysady
- Has thanked: 46 times
- Been thanked: 43 times
Re: Na południe
Hiperborea dalej była niestrzeżona i przypominała wymarłe miasto. Dopiero po paru minutach marszu opuszczonymi, zaniedbanymi uliczkami między zrujnowanymi budynkami, podróżnicy z Namili dostrzegli dwóch meneli leżących pod rozbitą witryną sklepową. Teraz wpatrywali się oni w Rashida dziwnie...
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
- Liadan
- Posty: 1018
- Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
- Tytuł: Matka Gąska
Re: Na południe
Menele przy rozbitej witrynie sklepowej nie byli może wymarzonymi rozmówcami, ale byli to przynajmniej jacyś ludzie, od których można było uzyskać informacje.
- Pokój boga z wami - powitał ich Rashid podchodząc.- Przybyliśmy tutaj z dalekiego miasta na północy. Powiedzcie mi, proszę, czy ostatnio w Hiperboreyi coś się wydarzyło, że nikt nie pilnuje bram? Wdzięczny też będę za wskazanie mi drogi do osoby sprawującej tu władzę.
- Pokój boga z wami - powitał ich Rashid podchodząc.- Przybyliśmy tutaj z dalekiego miasta na północy. Powiedzcie mi, proszę, czy ostatnio w Hiperboreyi coś się wydarzyło, że nikt nie pilnuje bram? Wdzięczny też będę za wskazanie mi drogi do osoby sprawującej tu władzę.
- Borys
- Krul
- Posty: 5516
- Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
- Tytuł: Wielki Chan Borysady
- Has thanked: 46 times
- Been thanked: 43 times
Re: Na południe
Jeden z meneli uśmiechnął się szeroko, odsłaniając szereg zepsutych, brudnych zębów. Drugi pociągnął łyka z flaszki.
- A, to do króla trzeba, nie do nas. My prości ludzie. Bramy może i otwarte, kogo to obchodzi?
- Ostatnio jednak coś dużo przybyszów - wtrącił ten drugi.
- Zaiste.
- To do tego wielkiego pałacu trzeba iść.
- Wieżowca.
- Zaiste.
- A, to do króla trzeba, nie do nas. My prości ludzie. Bramy może i otwarte, kogo to obchodzi?
- Ostatnio jednak coś dużo przybyszów - wtrącił ten drugi.
- Zaiste.
- To do tego wielkiego pałacu trzeba iść.
- Wieżowca.
- Zaiste.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
- Liadan
- Posty: 1018
- Rejestracja: 2013-03-01, 18:06
- Tytuł: Matka Gąska
Re: Na południe
- Dziękuję wam za tak cenne wskazówki i niech dobry bóg nagrodzi wam udzieloną pomoc - odpowiedział Rashid i wraz z towarzyszącym mu ochroniarzem udał się do wskazanego im przez miejscowych wieżowca.
Po dotarciu na miejsce zwrócił się do pierwszej napotkanej tam osoby:
- Pokój boga z tobą, przyjacielu. Jestem Rashid Adull z pustynnego plemienia Adani. Przybyłem do was z dalekiego miasta na północy, Namilą zwanego, by zaoferować wam usługi w zakresie poszukiwania surowców i budowy sieci wodno-kanalizacyjnych. Zaprowadź mnie, proszę do osoby odpowiedzialnej za te zagadnienia.
Po dotarciu na miejsce zwrócił się do pierwszej napotkanej tam osoby:
- Pokój boga z tobą, przyjacielu. Jestem Rashid Adull z pustynnego plemienia Adani. Przybyłem do was z dalekiego miasta na północy, Namilą zwanego, by zaoferować wam usługi w zakresie poszukiwania surowców i budowy sieci wodno-kanalizacyjnych. Zaprowadź mnie, proszę do osoby odpowiedzialnej za te zagadnienia.
- Borys
- Krul
- Posty: 5516
- Rejestracja: 2013-02-16, 17:21
- Tytuł: Wielki Chan Borysady
- Has thanked: 46 times
- Been thanked: 43 times
Re: Na południe
- Umm... - strażnicy spojrzeli po sobie. Co się do diaska dzieje, że tyle ludzi trafia na to zadupie?
Ale w porządku. Zaprowadzili Rashida do wieżowca króla, przejechali rozklekotaną, grożącą awarią, windą całkiem na górę, a potem weszli do obskurnej komnaty króla Colta. Ten spojrzał nieco zaskoczony, choć silnie znudzony na przybysza.
- Znowu ktoś z Korpusu? O co tym razem chodzi? - spytał, ziewając.
Ale w porządku. Zaprowadzili Rashida do wieżowca króla, przejechali rozklekotaną, grożącą awarią, windą całkiem na górę, a potem weszli do obskurnej komnaty króla Colta. Ten spojrzał nieco zaskoczony, choć silnie znudzony na przybysza.
- Znowu ktoś z Korpusu? O co tym razem chodzi? - spytał, ziewając.
Jack: Wilhelm, wanna come work for me and open a vault?
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.
Wilhelm: No.
Jack: I'll pay you a million dollars.
Wilhelm: Okay.